Chelsea i Chris.
– Zrobiłeś co? – Anne
momentalnie otrzeźwiała, siadając prosto. Przerażone spojrzenie
wbiła w Chrisa, którego twarz nie wyrażała kompletnie nic.
– Wyluzuj, on żartował. – Tony
ułożył się całkowicie spokojny obok Chelsea, chwycił falowane
rude pasmo między palce, bawiąc się nim. – Blackwell zawsze musi
być najlepszy, to jego cały problem.
– Właśnie, serio myślałaś, że
ktoś powiedziałby znajomym mimochodem o zabójstwie? – Brandon
zaśmiał się, przyciągając do siebie Anne.
– Rzeczywiście. – Dziewczyna
wypuściła powietrze z płuc, wracając do uprzedniej pozycji.
– Upiłem się – stwierdził
Christopher, rezygnując z wypicia kolejnej butelki alkoholu.
Chelsea natomiast milczała, ukradkiem
wpatrując się w blondyna. Wyznanie zabrzmiało dla niej zbyt
prawdziwie. Zwłaszcza przy jej nieokreślonych podejrzeniach co do
koszykarza. Jasne oczy obserwowały każdy gest chłopaka: nerwowe
drgnięcia głowy, gdy zbierał opróżnione butelki, niepewne
kroki... Owszem, być może to drugie było wynikową krążącego we
krwi alkoholu, choć rudowłosa miała dziwne podejrzenie, że jednak
nie.
– Która godzina? – zapytał
mimochodem Chris, wrzucając do worka śmieci.
Bran sięgnął po telefon do
kieszeni, trącając przy tym Anne w głowę.
– Uważaj trochę! – obruszyła
się, przykładając dłoń do uderzonego miejsca. – Nabiłeś mi
guza!
– Jest przed trzecią. – Brandon
postanowił najpierw udzielić odpowiedzi kapitanowi drużyny. – A
ty, maleńka, nie panikuj. Do wesela się zagoi! – Nie przejmując
się protestami dziewczyny, uszczypnął ją w udo.
– I jeszcze siniak do tego! Jak z
tobą zostanę to tego wesela nie dożyję!
Chelsea drgnęła na stwierdzenie „nie
dożyję”.
– Późno. Muszę wracać, to był
ciężki dzień. – Chris niedbale pomachał w stronę towarzyszy i
ruszył w stronę domu.
– Poczekaj! – Sparks zerwała się
tak szybko, że w dłoni Tonego pozostało kilka jej włosów.
Pocierając głowę wstała, lekko
zachwiała się i uśmiechnęła do Wagnera niewyraźnie.
– Muszę siku, a sama nie pójdę –
wyjaśniła pośpiesznie.
– Ale sama wrócisz? – Antony
posłał jej rozbawione spojrzenie.
– Tak. – Pokiwała głową idąc w
stronę Chrisa. – A najlepiej będzie jak to wszystko posprzątacie
podczas mojej nieobecności. Blacky ma rację: jest późno.
– Dobrze mamo! – Anne przewróciła
oczami, zapominając momentalnie o swoich nowo nabytych urazach.
– Tylko mnie nie zdradzaj! – Tony
pogroził jej palcem, na co Chelsea pokazała mu język.
Chris wyglądał na
zniecierpliwionego, toteż prowadząc walkę z grzęznącymi w mokrej
od nocnej rosy trawie obcasami, Chels kuśtykała szybko za
sportowcem.
Gdy odeszli już wystarczająco daleko
od pozostałych, rudowłosa nie wytrzymała.
– Kogo zabiłeś? – zapytała.
Gdyby była choć odrobinę mniej pijana doskonale by wiedziała, że
pójście w ciemność z mordercą nie jest dobrym pomysłem.
– Nikogo, Nowa. Żartowałem. –
Blackwell wzruszył ramionami nie spoglądając na rozmówczynię.
– Jesteś ostatnio jakiś dziwny,
Chris. – Nie poddawała się. – Holly się żali. Siedzisz ciągle
w domu, wpatrując się w ścianę...
Nagle chłopak się zatrzymał i
błyskawicznie odwrócił do dziewczyny. Ta nie zdążyła wyhamować
i na niego wpadła. Uderzył ją nozdrza intensywny zapach
mieszaniny chmielu, alkoholu oraz żelu pod prysznic. Uniosła głowę
napotykając wwiercone w nią źrenice otoczone zielonymi tęczówkami.
– Szpiegujesz mnie. – Przy tych
słowach owiał ją jeszcze silniejszy zapach piwa. Poczuła mdłości,
choć sama nie wiedziała jak identyfikować ich źródło. Zbyt
wiele czynników mogło na to wpłynąć.
– Wcale cię nie szpieguję! –
Głos dziewczyny załamał się. Nawet dla niej słowa nie wydawały
się przekonujące.
– Ależ owszem, Nowa. – Uniósł
kącik ust, a w jego policzku pojawił się dołeczek. –
Szpiegujesz mordercę. Czy to bezpieczne?
– M... mówiłeś, że nikogo nie
zabiłeś – wyjąkała, czując jak w gardle rośnie jej gula a na
plecy wstępują ciarki. Chłopak był od niej o co najmniej głowę
wyższy, aTony nie miał w tej chwili szans dobiec na czas. Chris
mógłby złapać jej głowę, przekręcić...
Cisza, jaka zapadła po słowach
dziewczyny była niemal martwa.
– Zgrywam się, Sparks – Blackwell
pstryknął palcem w nos Chels. – Gdybyś widziała swoją minę! –
Zaśmiał się, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– To nie zmienia faktu, że ostatnio
zachowujesz się dziwnie. – Pewność siebie powróciła do niej
jak za dotknięciem magicznej różdżki. Podróż w stronę budynku
została wznowiona.
– Gdybym ci powiedział, o co
chodzi, musiałbym cię zabić. – Rzucił przez ramię do
dziewczyny.
– To nie jest wcale zabawne! –
Uparcie drążyła. – Masz jakieś problemy z narkotykami? Może
coś nie tak w rodzinie? Wiesz, jestem ekspertką w dziedzinie
toksycznych relacji wewnątrz-familijnych...
– Oj, zamknij już się – chłopak
przerwał jej. – Cokolwiek to jest, czy czegokolwiek nie ma, nie
jesteś osobą, której zamierzałbym się zwierzać. Gdybym
potrzebował rozmowy, poszedłbym z tym do Holly, Roba lub Tonego.
Jasne?
– Racja – zgodziła się, po czym
zamilkła.
Byli już pod tylnymi drzwiami, gdy
Chels nie wytrzymała.
– Pamiętaj: jak coś zawsze jestem
obok. Masz do mojego domu najwyżej sto kroków – rzuciła, po czym
jak najszybciej zniknęła w budynku. Nie interesowała jej jego
odpowiedź, bo wygłosiła już to, co chciała. Z poczuciem
spełnionej misji odnalazła drzwi toalety.
Chris.
Chłopak odprowadził dziewczynę
wzrokiem. Czego ona od niego chciała? Nigdy się nie przyjaźnili.
Była jedynie nową, która dzięki niezłemu tyłkowi i poczuciu
rytmu dostała się do drużyny cheerleaderek, a potem zaczęła
umawiać się z jego przyjacielem z czasów pieluch: Tonym. Dla niego
była nikim istotnym: człowiekiem jakich wiele na świecie. Mógł
wymienić z nią czasem kilka słów, nic więcej. Żadnych zwierzeń.
Nic poza zwykłą grzecznością.
„A
jednak jedyna zauważyła” myślał. Holly nic nie podejrzewała.
Rob nic nie zauważył. A Tony... On chyba wolał nic nie widzieć.
Po co miał sobie zajmować głowę problemami kumpla z danych lat,
gdy miał możliwość bycia szczęśliwym z Chelsea? A on był z tym
sam. Z wydarzeniami sprzed pół roku, które to jego własna
wyobraźnia ubrała w obrazy... I ze słowami oskarżenia, które
padły z ust ojca.
Potrząsnął
głową odganiając natrętne myśli.
Po długim
spacerze dotarł w końcu do swojego domu. W żadnym z okien nie
paliło się światło, co nie było w sumie niczym dziwnym, gdyż
świtało. Noc wydawała ostatnie tchnienie, wolo odstępując dniowi
świat. Christopher nie spodziewał się, że aż tak długo zabawi
poza domem. Miał od razu po meczu wrócić do swojego pokoju i oddać
się zwyczajnym zajęciom. Nie miał zatem przy sobie kluczy.
Upojenie
alkoholowe przechodziło mu powoli w ból głowy a w ustach czuł
nieprzyjemny posmak. Mlasnął niezadowolony, zastanawiając się w
jaki sposób ma dostać się do własnego domu. Wtedy przypomniał
sobie o zepsutym zamku w tylnych drzwiach. Jeśli ojciec nie
postanowił akurat wczoraj zaprzestać upijania się w trupa, jak to
miał w zwyczaju przez ostatnich kilka lat, to na pewno nie
zainteresował się naprawą.
Przeszedł na tył
budynku i nacisną klamkę. Wchodząc przez drzwi poczuł mieszaninę
ulgi z krztyną rozczarowania. Cicho wyminął śpiącego na fotelu
przed włączonym telewizorem ojca, podniósł z podłogi puszkę.
Później będzie musiał wyprać dywan – końcówka alkoholu w
niego wsiąknęła.
Puszka wylądowała z brzęknięciem w kuble na śmieci, umieszczonym pod zlewozmywakiem w kuchni. Chris wyjął jeszcze z lodówki karton mleka, po czym zniknął w swoim pokoju, by odespać imprezę.
Puszka wylądowała z brzęknięciem w kuble na śmieci, umieszczonym pod zlewozmywakiem w kuchni. Chris wyjął jeszcze z lodówki karton mleka, po czym zniknął w swoim pokoju, by odespać imprezę.
Antony.
Gdy wszystko
zostało już posprzątane, a Chels wróciła ze swej misji ulżenia
potrzebie fizjologicznej, Anne i Brandon pożegnali się z
przyjaciółmi i objęci ruszyli do wyjścia.
Chelsea przetarła
dłońmi oczy, by zasygnalizować Tonemu, iż najchętniej poszłaby
już spać.
– Przejdziesz w
tym czymś przez płot? – zapytał, wskazując na opięty materiał,
w którym uwięzione było ciało dziewczyny.
– Powinnam dać
radę. Ale buty przerzucę. – Grymas niezadowolenia wpłynął na
twarz Sparks. Dzięki ciemnościom nie wiedziała jeszcze, że
przecierając twarz rozmazała na niej makijaż. Tusz, który
powinien znajdować się na rzęsach panoszył się od linii brwi aż
do policzków.
Chłopak
westchnął, uświadamiając sobie smutną prawdę: to on będzie
musiał przenieść rudowłosą przez nieszczęsne ogrodzenie. Na
szczęście mur otaczający posiadłość rodziny Liz był szeroką,
kamienną konstrukcją. Tony podsadził Chelsea, by ta mogła
wciągnął się na szczyt przeszkody. Naturalnie – wcale nie
zdjęła butów. Nie zaskoczyło to specjalnie Wagnera. Choć
dziewczyna w każdym możliwym momencie podkreślała, jak irytują
ją cheerleaderki, sama była w pewnym stopniu jedną z nich. I to
większym, niż kiedykolwiek by się przyznała. Nie umiała
zrezygnować z choć lekkiego makijażu, a wyjście z domu bez butów
na wysokim obcasie zdarzało jej się jedynie, gdy jechała na
trening lub gdy wybierała się pobiegać.
Antony złapał –
nie bez przyjemności – za kształtną pupę dziewczyny, wpychając
ją na mur. Kiedy siedziała już stabilnie, sam przeskoczył
ogrodzenie, by z drugiej strony zdjąć dziewczynę.
– Łap mnie! –
zawołała, zeskakując w jego ramiona.
Impet uderzenia
zachwiał chłopakiem, jednak dał radę ustać. Ruszyli w drogę ku
rozbitemu w lesie namiotowi. Ustalili, że będzie to najlepszy
wariant noclegowy po jednej z imprez Liz, które to słynęły z
ogromnych ilości napojów wyskokowych.
Dopiero
niedzielnym wieczorem Tony dotarł do domu, a raczej do warsztatu
samochodowego ojca. Pan Wagner pochylał się nad Cadillac'iem
Eldorado z '68 roku, kiedy usłyszał kroki na podjeździe.
–
No to zabalowałeś – stwierdził, wychylają się zza maski. – I
jeszcze padł ci telefon. –
Mężczyzna
sięgnął do wetkniętej w kieszeń brudnych jeansów szmatkę i
przetarł nią ręce ze smaru.
– Matka mnie zabije? – Upewnił się z krzywym uśmiechem Tony.
– Nie inaczej. Powstrzymałem ją przed pójściem na policję,
ale teraz walcz już sam. – Odprowadził syna wzrokiem. –
Powodzenia! – rzucił za nim jeszcze.
–
Wróciłem, mamo.
Kobieta
zaprzestała szamotaniny z brudnymi naczyniami, błyskawicznie
odwracając się ku synowi.
– Gdzieś ty był?! – Słowa nacechowane były zarówno ulgą,
jak i wściekłością.
– Przecież wiesz. – Spokojny ton chłopaka wywołał drgnięcie
mięśnia policzka pani Wagner. Oparł się o framugę drzwi,
czekając na salwę oskarżeń i pretensji, która powinna była
nadejść. Rozczarował się jednak.
– Nigdy więcej tego nie rób. – Komunikat wygłoszony był
cichym głosem, jakby kobiecie nagle zabrakło energii do wszczęcia
kłótni. – Obiad masz w lodówce, odgrzej w mikrofali.
Tony uśmiechnął się zrezygnowany. Matka zawsze tak zachowywała
się, gdy na dworze robiło się już ciepło. Wracało widmo Alexa,
starszego brata Tony'ego, który życie stracił zaledwie pięć lat
wcześniej. Starszy z synów Wagnerów był typowym „złym
chłopcem”, nie liczącym się z zasadami narzucanymi przez
rodziców. Nigdy nie stosował się do wyznaczonej godziny powrotu,
chodził gdzie chciał, czasem „wypożyczał” sobie jakiś
naprawiany przez ojca samochód, by przejechać się po okolicy z
kumplami. W klasie maturalnej spędził aż trzy lata, ale nigdy nie
dane mu było jej ukończyć. Zginął maju, próbując zaimponować
dziewczynie skokiem z klifu do płytkiej wody. Jedno było pewne –
Mary nigdy nie zapomniała osiągnięcia chłopaka, a w jej pamięć
na zawsze wbił się obraz trupa o skręconym karku.
Rodzina Wagnerów przez rok trwała w letargu, jednak ojciec Tony'ego
nie pozwolił, by żona uczyniła z drugiego syna niezaradną życiowo
ofiarę. Owszem, nie pozwalał mu na wszystko, jednak wierzył, że
liczne rozmowy i przypominanie o błędach brata wystarczą, by
Antony wyrósł na rozsądnego chłopca, o którego nie trzeba się
martwić. Zabieg się udał, choć nie wiadomo dokładnie ile zasługi
należało przypisać wychowaniu, a ile charakterowi młodego
Wagnera.
Tony podszedł do niższej od niego o głowę matki i objął ją
jednym ramieniem.
– Jestem rozsądny, mamo – wyszeptał w jej włosy, a na jego
przedramieniu wylądowała pojedyncza łza pani Wagner.
Chelsea.
– Dobrze się bawiłaś? – Elle nawet nie oderwała oczu od
monitora swojego laptopa, gdy Chelsea weszła do salonu.
– Bywało lepiej – mruknęła dziewczyna, rzucając torebkę na
sofę obok macochy. Nie przejmowała się dalszą rozmową, bo i Elle
nigdy nie dążyła do nawiązania bliższych kontaktów. Zamiast
tego rudowłosa udała się od razu do łazienki, by zmyć „wrażenia”
nocy. Spanie pod namiotem miało swój urok, choć teraz Chels
tęskniła za wygodą wanny oraz miękkością łóżka.
Przystanęła na chwilę przy oknie wychodzącym na dom Blackwellów.
Co prawda nie zauważyła Chrisa w pokoju, ale włączony monitor
świadczył w wystarczającym stopniu o jego obecności w domu.
Wolała wiedzieć, gdzie Chris jest. Otworzyła drzwi łazienki, a
następnie rozkosznie ciepła woda zmyła z niej wszystko, co nie
powinno znajdować się na jasnej skórze. Umyta ponownie zerknęła
przez okno, by zobaczyć nagie plecy Blacky'ego wpatrującego się w
mrugający ekran. Wszystko było dobrze.
Sięgnęła po laptopa, którego jak zwykle pozostawiła w stanie
czuwania. Weszła na portal społecznościowy. Trzeba było się
upewnić, czy nikt nie opublikował jakichś niewłaściwych zdjęć
z imprezy z godzin, zanim Chels opuściła część „dla
wszystkich”. Gdy tylko strona się załadowała, wyskoczyło kilka
okienek czatu. Jedną z piszących osób był Chris, co wywołało
uniesienie brwi dziewczyny.
„Przestań
mnie podglądać” głosiły słowa na ekranie. Chelsea odłożyła
laptopa i wstała, zerkając do pokoju Blacky'ego. Zauważyła, że
stoi on w oknie i na nią spogląda. Gdy uniosła dłoń, chcąc
zamachać mu na przywitanie, ostentacyjnie opuścił roletę. Sparks
dałaby sobie rękę uciąć, że na jego twarzy pojawił się krzywy
uśmiech, choć odległość ich dzieląca nie pozwalała na
dostrzeżenie mimiki. Ciekawe, dlaczego aż tak cenił prywatność...
Chelsea pokręciła głową, po czym sama zaciągnęła zasłony i
wróciła do łóżka. Komunikator informował, że Chris jest
offline.
Powiem Ci szczerze, że naprawdę uwielbiam, jak piszesz. Mimo że to dopiero dwa rozdziały to już dodałam do obserwowanych, więc spodziewaj się komentarza pod każdym z Twoich postów ;-D
OdpowiedzUsuńTwój tekst czyta się bardzo lekko, jest płynny, spójny i bezbłędny!
Naprawdę, pozazdrościć talentu ;-)
Najbardziej podoba mi się, że piszesz z humorem i lekko przechodzisz z jednego tematu do drugiego, i tak samo z postaciami.
Lecę do Superbohatera!!!
xoxoxox
Rany, dziękuję za tak miłe słowa :D Przyznam się szczerze, że starałam się ogarnąć literówki, ale zwykle piszę co myśl na palce przelewa :D
Usuń