Holly.
Kapitan cheerleaderek zawsze musi prezentować się doskonale.
Świadczy to w końcu o jakości drużyny – tak przynajmniej
uważała Holly Adams, która dla podtrzymania trafności swoich tez
byłaby w stanie zabić. Zapewne. O ile nie ucierpiałyby na tym
zadbane paznokcie. Z tego samego powodu Chris przeżył lunch.
– Kogo to ja widzę! – Ciemnowłosa zmarszczyła nos, jakby
poczuła nieprzyjemny zapach. – Cuchnie beznadziejnym chłopakiem.
Świta dziewczyny, składająca się z Cartera, dwóch innych
chłopców z drużyny oraz trzech „przybocznych” – ładnych,
zawsze potakujących cheerleaderek, okupowała stolik w B&Gees:
ich ulubionym lokalu z fastfoodami. Blackwell dojechał na lunch
spóźniony, głównie przez to, ze zagadał się z Tonym. Zasad
teoretycznej współpracy Sparks-Blackwell nie dało się ustalić w
ciągu jednej przerwy.
– To cały ja. – Olśniewający uśmiech wpłynął na twarz
Blacky'ego, co zaowocowało chichotem ze strony przybocznych Adam.
Holly zgromiła dziewczęta wzrokiem, po czym nadstawiła policzek
do pocałunku. Chris bez mrugnięcia okiem cmoknął gładką skórę
dziewczyny, po czym zajął wolne krzesło. Carter podsunął mu
hamburgera.
– Ciesz się, że Rob jest na tyle ogarnięty i zamówił ci
żarcie. – Adams odchyliła się na krzesełku, odrzucając włosy
do tyłu. – Zatrudnili nowy personel. I jest on FATALNY! –
Ostatnie zdanie wypowiedziała wystarczająco głośno, by
przyciągnąć spojrzenie stojącej za kasą blondynki. Dziewczyna
opuściła wzrok speszona. Tymczasem Holly wróciła do przerwanego
przez przybycie Blacky'ego tematu. – Jak wiecie zbliża się bal
wiosenny. – Urwała, czekając aż świta pokiwa głową. –
Teoretycznie przygotowaniami zajmuje się komitet organizacyjny z
kółka teatralnego, ale w tym roku musimy przejąć tę akcję.
– A... Dlaczego? – Odważyła się w końcu zapytać. Od razu
wbiła spojrzenie w swoją sałatkę.
– Bo nie zamierzam przeżyć koszmaru z zeszłorocznego,
jesiennego balu! – Wzniosła szmaragdowe tęczówki ku górze. Z
kim ona musi współpracować? – Pamiętacie ostatni motyw balu?
Lata '70. – Przypomniała audytorium. – Nie zdzierżę kolejnej
zabawy przy muzyce disco wśród kolorowych dzwonów... – Usta
wygięły się w grymasie niezadowolenia. – A kto wie co znowu
odwali Penny Duches. Tej porażce stylu na pewno podobało się, że
wszyscy wyglądali jak ona...
– Ona jest żałosna – zgodziła się blond cheerleaderka,
siedząca obok Holly.
– Więc tym razem sportowcy zorganizują bal z prawdziwego
zdarzenia. Macie jakieś ciekawe pomysły? – zapytała, spoglądając
na znajomych.
– Księżniczki Disney'a? – zasugerowała blondynka.
Chris parsknął śmiechem na myśl o koszykarzach w sukienkach,
przez co drobinki przeżuwanego hamburgera wypadły mu z ust. Szybko
otarł je rękawem bluzy.
– Palnij się w ten tleniony łeb, Missy. – Holly westchnęła.
Z kim ona musi przebywać...
– Przepraszam, nie przemyślałam tego – mruknęła dziewczyna,
zaciskając usta w cienką linię.
– Mam kilka pomysłów – odezwał się Carter, gdy skończył już swój lunch i podrzucał opakowanie po cheesburgerze, które
zgniótł w kulkę. – Wymagają dopracowania, ale chętnie omówię
je z tobą, Holls. O ile Blacky nie ma nic przeciwko.
Wzrok Adams wbił się w Chrisa. No, powiedz, że wolisz przy tym
być. Bądź zaborczy... – zaklinała w myślach.
– Nie, spoko – uśmiechnął się Blackwell, przełykając
ostatni kęs posiłku. – I tak się nie znam na balach. Jestem zbyt
skupiony na grze. – Ukazał w uśmiechu garnitur zębów.
Chelsea.
– I on się na to zgodził? – Chels wpatrywała się
podejrzliwie w Tonego, kiedy wychodzili z lodziarni. Przerwa na lunch
dobiegała końca. – Blacky nauczy mnie grać w kosza za
przygotowanie go do odegrania scenki? – Nie mogła się nadziwić.
– W rzeczy samej. – Wagner przyciągnął do siebie rudowłosą,
by ją pocałować. – Smakujesz truskawkami. – Oblizał się.
Chelsea roześmiała się, po czym musnęła dłonią usta chłopaka,
ścierając z nich plamkę z czekoladowej polewy.
– A ty wyglądasz jak prosiaczek – odpowiedziała mu tym samym
tonem, w którym pobrzmiewało ciepło. – Kiedy nauczysz się
estetycznie jeść, hm? – drażniła się z nim.
– Tylko mięczaki jedzą kulturalnie – stwierdził Tony,
zgrywając twardziela.
– Znowu mnie zagadałeś! – poskarżyła się Chels. – Jak ma
wyglądać współpraca z Balcky'm? On za mną nie przepada, jakbyś
nie zauważył... – Zagryzła dolną wargę.
– Oj, dogadacie się. Obydwojgu wam jest to na rękę – wyliczał
Tony, obejmując Chelsea w pasie – oboje kochacie koszykówkę, a
Chris musi pokochać tragedie antyczne...
To było jak prezent od Mikołaja. Chelsea będzie miała oko na
Blackwella, przy czym nie będzie to podchodziło pod żadne
paragrafy prawne o naruszaniu prywatności. W końcu odkryje, co jest
z nim nie tak i znów jej myśli skupią się na tym, na czym
powinny: na drużynie i Tonym. Czuła, że ostatnio ma za mało czasu
dla chłopaka. Wzmożone treningi, które organizowała Holly,
cotygodniowe imprezy, co wiązało się z zakupami na nie i
oczywiście godziny, spędzone na obserwowaniu poczynań Chrisa. Gdy
cała sprawa z Blackwellem się wyjaśni, Chelsea poświęci każdą
wolną minutę na przebywanie z Wagnerem – tego była pewna.
Chris.
Ding-dong!
Chris zdjął palec z przycisku dzwonka do drzwi w domu Nowej.
Pierwsze „korepetycje” miały odbyć się w domu Sparks, tak
ustalił Tony. Wraz z rozpiską współpracy, którą Wagner przesłał
do obojga zainteresowanych na komunikatorze, Blackwell dostał
dodatkowe wytyczne:
Tony: Masz mi jej nie dotykać więcej, niż to będzie konieczne. Ufam jej, ale sportowcom niezbyt. Pamiętaj, że wiem gdzie mieszkasz ;)
Jakby Blacky w ogóle planował macanie Sparks. Owszem, fizycznie mu
się podobała, ale na tym się kończyło. Była prześladowczynią.
Drzwi otworzyła macocha Chelsea, Elle.
– Nie jesteś Tonym – zauważyła. – Sprzedajesz coś, czy
Chelsea w końcu znalazła faceta z prawdziwego zdarzenia? –
Kobieta uśmiechnęła się lekko, taksując Blacky'ego spojrzeniem.
– Przyszedłem się pouczyć. – Chris zaprezentował Elle jeden
z uroczych uśmiechów, a ona ustąpiła mu miejsca, by mógł wejść
do domu.
– Siedzi pewnie jak zwykle u siebie – poinformowała gościa. –
Drugie drzwi na prawo, na piętrze – uściśliła, a następnie
wróciła do swoich czynności.
– Otwarte! – zawołała Chels z nutką irytacji w głosie.
Chris dziwnie się czuł, gdy wkroczył do sypialni Sparks.
Niejednokrotnie co prawda odwiedzał pokoje dziewcząt, a ten Holly
mógłby już chyba narysować w najdrobniejszych szczegółach z
pamięci, jednak nie przypominał sobie, by kiedykolwiek odwiedzał
takie miejsce w celach edukacyjnych. Zatrzymał się kilka kroków za
drzwiami, zaciskając dłoń na ramiączku plecaka. Pomieszczenie
było utrzymane w pastelowych odcieniach; brzoskwiniowe ściany
ozdabiały pocztówki oraz zdjęcia z różnych miejsc na świecie.
Na kilku fotografiach Chels całowała Tonego lub on ją, na dwóch rudowłosa i Holly uśmiechały się promiennie, półnagie,
wyciągnięte na leżakach nad basenem. Przy ścianie naprzeciw okna
stał regał, wypełniony różnymi bibelotami oraz książkami,
drugą połowę ściany zajmowała obszerna, kremowa szafa. Tuż koło
drzwi stała biała toaletka, a na niej leżały rozrzucone kosmetyki. Chris był w stanie nazwać jedynie część z nich, a i
to tylko dlatego, że gdy nocował u Holly, to rankiem dyktowała mu
niczym chirurg podczas operacji, co ma podać.
Większość pokoju zajmowało jednak łóżko, które umiejscowione
było naprzeciw regału i szafy. Pościel przykrywała połyskliwa,
bladoróżowa narzuta, na której piętrzył się stos
różnokolorowych poduszek, wśród których znajdowały się również
pluszowe zwierzątka. Wszystko zdawało się być utrzymane w
idealnym, niemal sterylnym porządku, jedynie rudowłose stworzenie,
siedzące na niewielkim dywaniku, opierające plecy o bok łóżka i
zawzięcie wpatrujące się w ekran laptopa nie pasowało do
otoczenia.
Sparks oderwała wzrok od komputera, po czym jej oczy zrobiły się
okrągłe jak spodki.
– Miałeś być o czwartej! – rzuciła oskarżycielsko, po czym
zamknęła laptopa.
– No i jestem. – Chris wzruszył ramionami. – Punktualnie.
Chelsea podświetliła telefon, sprawdzając godzinę.
– Niech to, nie zauważyłam, że już czas –
usprawiedliwiała się. – Opracowywałam dla ciebie streszczenie
„Edypa” i jakoś mi zleciało. Nigdy nie udzielałam
korepetycji... – kontynuowała, podnosząc się z podłogi – i
nie bardzo wiem jak zacząć. Wybacz mi ten dres... – Wskazała na
swoje białe, nieco porozciągane spodnie z lekkim zażenowaniem. –
Chodźmy do salonu, tam jest więcej miejsca.
Chris niewiele wyłapał z potoku słów, jaki go zalał. Chels
mówiła coś o spodniach, a tymczasem to nie one przyciągnęły
uwagę chłopaka. O wiele ciekawszym elementem garderoby był kusy,
opięty top. Nie dało się też nie zauważyć, że Sparks
zapomniała o założeniu pod niego stanika.
Blackwell otrząsnął się z niezbyt grzecznych myśli, po czym
podążył za nadal trajkoczącą, ściskającą oburącz laptopa
Chelsea, kierującą go do miejsca korepetycji.
Chelsea.
Przybycie Chrisa naprawdę zaskoczyło Chelsea. Serce załomotało
jej, gdy do pokoju wszedł Blacky, a ona była całkowicie do tego
nieprzygotowana. Sama siebie ganiła za nieład (zdecydowanie nie
artystyczny) na głowie i za własną bezmyślność. To, że zajęła
się czymś innym nie mogło tłumaczyć faktu, iż całkowicie
niestosownie zaprezentowała się gościowi. W myślach zrzucała
winę na Elle. Mogła sama przyjść i jej powiedzieć o
odwiedzinach.
Spanikowana zeszła po schodach do salonu, a Blackwell podążył za
nią. Wagnerowi na pewno nie spodobałoby się, że jego kumpel, nie
ważne jak bliski, odwiedza Chels w sypialni.
– No to tak... – zaczęła, siadając przy stole w części
pomieszczenia służącej za jadalnię. – Ogólnie co mogłabym
powiedzieć ci o Edypie? – Zastanowiła się chwilę, uważnie
obserwując jak Chris siada na krześle naprzeciwko niej i wyciąga
zeszyt. Podała mu kilka faktów określających tło historyczne
oraz miejsce akcji.
– Dobra, to załapałem. Większym problemem jest dla mnie treść.
– Mina Blacky'ego zrobiłą się kwaśna. – W ogóle nie chwytam
tego wiersza. Brzmi jak bełkot... – Otworzył książkę na
przypadkowej stronie. – „To i tak przecie zgon ten Lajosa |
Wróżby nie spełni; bo temu Apollo | Groził, że zginie od syna
prawicy, | A syn nieszczęsny nie zabił go wszakże, | Lecz sam
dokonał już przedtem żywota.”* – Przeczytał.
Chelsea uśmiechnęła się pod nosem.
– Podejdźmy do sprawy inaczej. Masz odegrać jedną scenę, z
tego co pamiętam. Skupmy się na przetłumaczeniu treści z antyku
na nasze, a potem na konkretnej scenie. – Zamknęła książkę,
odsuwając ją od Blackwella. – Pozwól, że opowiem ci historię o
królu Teb...
Dwie godziny zarządzone przez Tonego na korepetycje z literatury
minęły w mgnieniu oka. Chris, z początku całkowicie
niezainteresowany lekturą w miarę opowieści zadawał coraz
liczniejsze pytania, by Chelsea uzupełniła to i owo. Zaczął nawet
robić notatki. Jego zapał opadł dopiero w momencie, gdy dowiedział
się o spełnieniu klątwy, jaka przypisana była Edypowi.
– Przeznaczenia nie da się uniknąć? – zapytał, opierając
się na krześle. Długopisem nerwowo stukał w blat. – Musiał
doprowadzić do śmierci rodziców?
– Niestety tak. Nazywało się to fatum, nikt nie miał nad tym
kontroli – wyjaśniła Chelsea, sprawdzając godzinę an telefonie.
– No ładnie. My tu gadu-gadu, a za niecałe pół godziny
przyjeżdża po mnie Tony.
Chris poderwał się z krzesła, szybko pakując zeszyty do plecaka.
– Zasiedziałem się, miałem zadzwonić do Holly... –
powiedział, choć zabrzmiało to wyjątkowo sztucznie.
Sparks uniosła brew, gdy odprowadzała gościa do drzwi. Może
sobie mówić, co zechce. Doskonale wiedziała, że nie zadzwoni do
dziewczyny. Podejrzewała nawet, iż nie napisze do niej nawet SMS'a.
– Jutro widzimy się na hali sportowej? – upewniła się
dziewczyna, gdy Blacky wyszedł już przed dom.
– Tak, pora jak dzisiaj. – Pokiwał głową, lekko nieobecny. –
Nowa... Dzięki za dziś.
– Nie ma za co. – Promienny uśmiech pojawił się na twarzy
dziewczyny. – W końcu o to chodzi we współpracy, czyż nie?
Blackwell chwilę się wahał, miętosząc w dłoni sznurek od
bluzy.
– Jesteś w porządku, Nowa.
Kiedy Chris odszedł, a Chelsea zamknęła za nim drzwi, oparła się
o nie plecami.
Blackwell ciągle musiał coś robić. Jego palce pozostawały w
wiecznym ruchu, ukradkowo rozglądał się, a gdy myślał, że Sparks
na niego nie patrzy, nerwowo oblizywał usta. Ludzie nie zachowują w
ten sposób bez powodu. Jeszcze to jego zainteresowanie morderstwem
Edypa... Chelsea była już niemal pewna, że z Blacky'm jest coś
mocno nie tak.
Holly.
Lśniące mini zatrzymało się pod domem Chelsea. Kapitan
cheerleaderek postanowiła odwiedzić rudowłosą, która nie była
obecna przy spotkaniu podczas lunchu. Jako zastępczyni Holly, Sparks
miała obowiązek wspierać każdy możliwy projekt Adams.
Dokładnie w chwili, gdy ciemnowłosa wyciągała kluczyk ze
stacyjki, zauważyła, ze drzwi frontowe się otwierają. Z domu
Sparks wychodził Chris. Holly uzyskała odpowiedź, gdzie znika jej
chłopak, gdy ją ignoruje. Tego Adams nie odpuści.
_______________
* Fragment "Króla Edypa" pochodzi ze strony: wolnelektury.pl
Chcesz aby twoje opowiadanie zostało zauważone przez większą ilość ludzi? Tak? My też! Dlatego staramy się zebrać jak najwięcej opowiadań błąkających się w blogsferze!
OdpowiedzUsuńZapraszamy na nasz spis blogów z opowiadaniami!
https://nasz-spis-opowiadan.blogspot.com
PS. Przepraszam za spam pod rozdziałem, ale ni znalazłam odpowiedniego do tego miejsca ;<